Halloween czas dla złych duchów

źródło: NaszDziennik.pl, 2013.10.30
S. Michaela Pawlik OP

Nadchodzi miesiąc, w którym uroczyście będziemy czcić wszystkich świętych i modlić się za zmarłych, by i oni do ich grona mogli być przyjęci. Dlatego listopad jest także miesiącem refleksji i zadumy nad naszym losem po zakończeniu życia na ziemi. Niestety, ta refleksja coraz powszechniej zakłócana jest przez diaboliczne praktyki wprowadzające demoniczną atmosferę w środowiska szkolne, w formie niby-niewinnej zabawy, bez zastanowienia się nad jej skutkami.

Mówiąc o skutkach beztroskiego wchodzenia w kontakt ze światem demonicznym, należy zatrzymać się na rozpowszechnianym w naszej Ojczyźnie pogańsko-satanistycznym „świętem” Halloween. Czy przebieranie się za potwory, wampiry, kościotrupy, diabły i demony czy ugodzone siekierą zwłoki ma być wyrazem rozrywki, czy nowego polskiego obyczaju?

Na stronach internetowych dotyczących tego zagadnienia możemy znaleźć różne informacje. Między innymi dowiadujemy się, że nazwa „Halloween” wywodzi się ze Szkocji, gdzie zabobonne praktyki związane z pamięcią o zmarłych obchodzono w wigilię Wszystkich Świętych (ang. All Hallows), tj. 31 października. Elementy tej praktyki zaczerpnięte zostały ze staropogańskich wierzeń druidów. W świecie okultystycznym zwyczaj ten nosi też nazwę Samhain, od pogańskiego bożka śmierci czczonego pod tym imieniem. Podczas obchodów tego „święta”, oprócz różnych rytuałów, składano także krwawe ofiary z ludzi.

Podstawowym elementem obrządków praktykowanych podczas obchodów Halloween jest wkładanie kostiumów. Praktyka ta pochodzi od Celtów, którzy wierzyli, że tej nocy kręcą się duchy zmarłych, które zostały uwolnione z jakiegoś podziemia. Jeśli ktoś włożył czarny kostium, miał zmylić ducha, żeby ten myślał, że to jeden z nich, i pozostawił takiego człowieka w spokoju.

Profesor Stanisław Krajski, pisząc o zagrożeniach duchowych, przytacza jeszcze inne opinie o Halloween: „Już w czasach średniowiecza czarownicy i czarownice kultywowali praktyki Halloween. Nazywano go Nocą Czarów. Diabeł i jego naśladowcy mogli zebrać się razem, by w przeciwieństwie do Kościoła katolickiego, w którym obchodzono 1 listopada jako dzień Wszystkich Świętych, wyśmiewać się z tego przez uprawianie swoich praktyk (…). Anton La Vey, autor ’Biblii Szatana’ powiada, że Halloween jest najważniejszym dniem w roku dla ’Kościoła Szatana’. W tym dniu sataniści wzywają demoniczne duchy, by udzieliły im pomocy (…). Doreen Irving praktykowała okultyzm, a po nawróceniu napisała książkę pt. ’Uwolniony, by służyć Chrystusowi’. W swojej książce pisze: ’Prawdziwi czarodzieje cieszą się, gdy chrześcijanie biorą udział w demonicznych tradycjach. Bardzo często demony mają przez to dostęp do wielu ludzi’ (…). W USA ginie wielu ludzi w czasie Halloween. Zdarza się np., że sataniści dają dzieciom zatrute cukierki. W Australii media informują o powtarzających się corocznie ofiarach składanych z ludzi w Melbourne” (por. S. Krajski, Magiczny świat Harry’ego Pottera, Wyd. św. Tomasza z Akwinu 2002, s. 173-174).

Halloween i podejście do śmierci

Z Halloween wiąże się jeszcze demoniczny sposób podejścia do problemu śmierci. Wiemy doskonale, choć często wypieramy tę myśl i od niej uciekamy, że każdy z nas – chce czy nie chce, wierzący czy niewierzący – będzie musiał umrzeć. Do tej rzeczywistości możemy podchodzić „po Bożemu” lub „po diabelsku”. Chrześcijańska refleksja na moment śmierci każe spojrzeć jako na czas, w którym decyduje się – nieodwołalnie – cała moja wieczność: wieczne zbawienie lub wieczne potępienie!

Do śmierci więc trzeba nam się przygotowywać całe życie, także troszczyć się o tych, którzy cierpią, umierają; widzieć ich godność i mieć na uwadze ich wieczność. Wielu przeżywa śmierć w opuszczeniu, ogromnym lęku czy z wyrzutami sumienia. Tym bardziej ważne jest, by takie osoby wspierać duchowo swoją obecnością, dobrym słowem, modlitwą, a przede wszystkim pomóc im spotkać się z kapłanem, który przyjdzie z sakramentami świętymi.

Śmierć jest wielkim misterium, ma swój wymiar sakralny. Tak żyć i umierać, by po śmierci być w gronie zbawionych! Jak bardzo ważny jest moment śmierci i jak potrzebna jest obecność przy konającym, doskonały przykład dała nam bł. Matka Teresa z Kalkuty, która poświęciła się przede wszystkim umierającym. Zakładała umieralnie, by być przy konających w ostatnich godzinach ich życia i pomóc im otworzyć się na nieskończoną miłość Boga.

Jakże tragiczne jest podchodzenie do ludzkiej śmierci w sposób diaboliczny: wyuzdany, ironiczny i szyderczy. Dzieje się tak w życiu tych, którzy na problem śmierci patrzą przez pryzmat grzechu śmiertelnego, ludzkiej krzywdy i wyrzutów sumienia, bez gotowości pojednania się z Bogiem. I właśnie taki model jest lansowany w Halloween w wersji amerykańskiej zalewającej obecnie świat i naszą Ojczyznę. Zwróćmy uwagę na horrory powstałe w USA, których akcja rozgrywa się wokół Halloween. Przerażenie, strach, przemoc i mordowanie ludzi to ciężkie grzechy przeciwko Bożemu prawu. A gdzie grzech, tam działanie i sukcesy szatana.

Diabolizm Halloween widać także w makijażach, przebraniach, gadżetach, jakie dzieci i dorośli sobie fundują: kościotrupy, imitacje gnijących, rozkładających się zwłok, maski imitujące obrzydliwie oszpecone twarze, przebrania mające wywoływać grozę i przerażenie.

Tak więc ani pod względem religijno-duchowym, ani pod względem estetycznym, pedagogiczno-wychowawczym, intelektualnym czy psychologicznym Halloween – szczególnie w prymitywnej, skomercjalizowanej i wynaturzonej wersji amerykańskiej – nie jest w stanie wnieść treści, jakie warto by polecić komukolwiek, a tym bardziej dzieciom czy ludziom wierzącym, wrażliwym na piękno i tajemnicę ludzkiej śmierci.

Halloween a polskie szkoły

Niepokojem napełnia fakt lansowania tych obrzędów również przez liberalne media w Polsce. Równie niepokojące jest to, iż w szkołach w okresie listopada lansuje się w różny sposób Halloween. Wielu z rodziców czy pedagogów nie widzi w tym niczego złego. Niebezpieczne jest również wywoływanie duchów, ponieważ poprzez tę praktykę człowiek wcale nie wchodzi w kontakt z duchami zmarłych, których przyzywa, lecz ze złymi duchami, które chcą go opętać i zniszczyć, do czego, oczywiście, mogą się przyczyniać także praktyki Halloween.

Zabawy z diabłami i demonami to nie żarty, gdyż prowadzą do destrukcji osobowości: hamują one rozwój intelektualny dziecka oraz deprawują jego sferę uczuciową: skłaniają do sadyzmu, potęgują egoizm, agresję i zmysłowość, a w sferze duchowej niszczą świadomość świętości Boga. Naturalny zmysł wiary, który u zdrowego, rozumnego człowieka nastawiony jest na szukanie prawdy i ukierunkowany ku Bogu, zostaje zwichnięty przez fałszywy obraz świata duchowego i bluźniercze wyobrażenie boskości. Toteż niezależnie od tego, jak daleko dziecko jest wciągnięte w wyżej wymienione praktyki, faktem jest, że przez te praktyki idzie ono drogą powolnego oddalania się od Boga i przez ukształtowanie swojej antysakralnej osobowości może kiedyś dojść do utraty wiecznego zbawienia.

Rozpowszechnianie się w naszym kraju diabolicznej duchowości powinno być twórczym wyzwaniem dla wielu środowisk, którym leży na sercu dobro wiary katolickiej oraz sprawa zdrowego wychowania. Chodzi o to, by nie tylko przeciwdziałać tym treściom i ich nie propagować, ale stworzyć twórczą alternatywę, jak inicjatywy mające na celu zwrócenie uwagi dziecka na piękne postacie wielu świętych: ich życiorysy, postawy, historie, jako atrakcyjne wzorce do naśladowania. Pamiętajmy: to, jaki rodzaj duchowości wybierzemy, zależy od nas. Ale pamiętajmy również o tym, że to my poniesiemy konsekwencje naszych wyborów.

Autorka jest znawcą religii Wschodu, zagrożeń płynących z sekt oraz różnych ruchów religijnych.

Nieznane zdjęcie ze Smoleńska

źródło: RadioMaryja.pl, 2013.10.28

pMagazineReleaseGetCover74Nieznane dotąd zdjęcize Smoleńska w dniu, w którym doszło do katastrofy rządowej maszyny opublikował dziś tygodnik „wSieci”.

Na fotografii wykonanej wieczorem widoczni są dwaj premierzy: Polski – Donald Tusk i Rosji – Władimir Putin, który obecnie jest prezydentem FR. Ich miny świadczą o tym, że są w znakomitych humorach.

Obrazy ze spotkania – jakie dotychczas znaliśmy – pokazywały premierów w pozach żałobnych. Poseł Jan Dziedziczak podkreśla, że okładka tygodnika pokazuje to, o czym wiedziało dużo osób obserwujących zachowanie premiera Donalda Tuska, jego współpracowników, a także prezydenta Bronisława Komorowskiego.

– Prezydent Komorowski i premier Tusk, oczekując na trzecią turę przylotu trumien osób poległych w Smoleńsku, najwyraźniej opowiadali sobie dowcipy. W każdym bądź razie zaśmiewali się, oczekując na zwłoki. Dobrze, żeby naród dowiedział się, jak było naprawdę i zobaczył tą cyniczną grę – zwrócił uwagę poseł Jan Dziedziczak.

Senator Beata Gosiewska, wdowa po wicepremierze Przemysławie Gosiewskim podkreśla, że to zdjęcie jej nie zaskoczyło: Po 3,5-letniej analizie zachowania premiera tak sobie to wyobrażałam, biorąc pod uwagę to, co widzieliśmy po przylocie trumien z ciałami ofiar do Polski.

– Premier, obecny prezydent i minister spraw zagranicznych dowcipkowali sobie, byli rozbawieni wtedy, kiedy my byliśmy zdruzgotani. Wiele osób, które widziały najwyższych dostojników PO w podobny sposób relacjonowało to, że z trudem ukrywali swoją radość. Jednak niektórzy w mediach cynicznie mówili, że płakali, jak zobaczyli listę pasażerów – dodała Beata Gosiewska.

Warto przypomnieć, że cały czas nie poznaliśmy szczegółów rozmowy, jaka tego wieczoru miała miejsce w Smoleńsku miedzy premierami Polski i Rosji.

II Konferencja Smoleńska

źródło: RadioMaryja.pl, 2013.10.21

4 sesje a w nich łącznie 20 referatów – tak przedstawia się pierwszy dzień II Konferencji Smoleńskiej. Spotkanie rozpoczęło się w Warszawie tuż po godz. 09.00.

Dwudniowa debata poświęcona jest mechanizmowi zniszczenia oraz analizie mechanizmu lotu i okoliczności towarzyszących katastrofie smoleńskiej.

Piotr Witakowski z Akademii Górniczo – Hutniczej akcentował w referacie wprowadzającym, że dla wszystkich angażujących się w konferencję najbardziej bulwersujący jest oficjalny przekaz dotyczący zniszczenia TU-154M.

– W oficjalnym przekazie cały czas wpajano nam do głów, że samolot uległ zniszczeniu na skutek zgniecenia. Natomiast każdy, kto ma minimalne wykształcenie techniczne, widzi, że kadłub jest po prostu rozerwany. Środowisko jest zbulwersowane niespójnością rzeczywistości i  postanowiło jednak coś w tej materii zrobić, ponieważ poczuwa się do tego, co jest przedmiotem każdego ślubowania doktorskiego, czyli do dochodzenia prawdy. W tej akurat dziedzinie, w której każdy się kształcił i przyjął takie ślubowanie czujemy się zobowiązani, żeby dociekać prawdy i ją przekazać – powiedział Piotr Witakowski.

Co więcej naukowiec podkreślał, że istnieje bardzo wiele dowodów, które mogą podlegać badaniom niezależnie od tego, że wrak samolotu jest na razie niedostępny dla naukowców.

– W związku z tym, że nie jest to zagadnienie związane tylko z jedną dziedziną nauki –  a jak widzimy – wyróżnionych zostało 12 grup dyscyplin i w każdej z nich jest mnóstwo rzeczy do zrobienia. Przykładowo w ramach geodezji – trzeba sporządzić inwentaryzację geodezyjną wrakowiska, bo po 3 latach w dalszym ciągu jej nie ma. W dalszym ciągu nie znamy geometrii rozłożenia wszystkich tych szczątków i ich postaci. To rzecz zdumiewająca, ponieważ przy najprostszym wypadku drogowym pierwszą rzeczą, którą się robi jest sporządzenie planu miejsca wypadku, sporządzenie dokumentacji, pokazującej wszystkie wymiary. Do tej pory tego nie ma, to nas czeka – zaznacza naukowiec.

Jak powiedział dr hab. Andrzej Ziółkowski z Instytutu Państwowych Problemów Techniki PAN przegląd dostępnej publicznie dokumentacji zdjęciowej wskazuje, że pierwotną przyczyną katastrofy pod Smoleńskiem były co najmniej dwie eksplozje.

– Mamy wskazówki, że doszło do co najmniej dwóch eksplozji na pokładzie samolotu, gdy znajdował się on jeszcze w powietrzu. Aby móc powiedzieć coś więcej na ten temat należy bezwzględnie i jak najszybciej sprowadzić wrak samolotu do Polski – zwrócił uwagę dr hab. Andrzej Ziółkowski.

Ponadto naukowiec dodał, że hipotezę eksplozji uzasadnia cały szereg faktów.

– Mianowicie: bardzo duża liczba fragmentów wraku kadłuba samolotu rozrzuconych na znacznym obszarze; część z nich znajdowała się na dachach budowli. Fragmenty szczątków samolotu rozrzucone były na znaczną odległość w kierunku prostopadłym do toru lotu. Ponadto, brak bruzdy lądowania wydrążonej przez kadłub samolotu. Znaczącym faktem było również to, że duże fragmenty kadłuba samolotu były rozerwane wzdłuż jego osi, również zapisy rejestratora, które analizował prof. Nowaczyk wskazują, że w jednej chwili przestało funkcjonować kilkanaście przyrządów  pokładowych samolotu. Stan zwłok również wskazuje na hipotezę, którą sformułowałem wcześniej –powiedział dr hab. Andrzej Ziółkowski.