OFE – o co ta wojna?

źródło: Nasz Dziennik, 2013.06.27

Piotr-Tomczyk-270x180Przez Polskę po raz kolejny przetacza się debata emerytalna. Rząd przekonuje, że w trosce o dobro przyszłych emerytów (i finansów państwa) należy ograniczyć strumień pieniędzy trafiających do OFE. Z kolei przedstawiciele Powszechnych Towarzystw Emerytalnych – które zarządzają funduszami – udowadniają, że ograniczenie ich przychodów przyniesie emerytom straty.

Jak zauważył minister gospodarki Janusz Piechociński, debata emerytalna ukazała różnice zdań panujące także wśród ekonomistów. – Podzieliła niepotrzebnie polityków, publicystów i – co jest niepokojące – dzieli dramatycznie środowisko ekonomiczne. Widać wyraźnie, że następuje wymiana ciosów na dużą odległość. Nikt nie chce wykonać kroku, aby zapoznać się z racjami drugiej strony, tylko w oparciu o myślenie sprzed 10 lat strzela się do siebie z mocnych pocisków – stwierdził Piechociński.

Ogłoszenie rządowego raportu na temat OFE rozpoczyna kolejny, jeszcze bardziej emocjonalny etap emerytalnego starcia propagandzistów. Czekają nas długie „debaty” z ekspertami i „konsultacje społeczne”…

Troska o „nasze dobro”

Jak bardzo administratorzy naszego kraju zatroskani są losami przyszłych emerytów, świadczyć ma fakt, że choć rządzący zaproponowali trzy warianty zmiany systemu emerytalnego, to przeanalizowali ich aż dziewięć! Zgodnie z rządowymi projektami przyszli emeryci mogą spodziewać się jednego z trzech „prezentów”. Przeniesienia części środków (lokowanych w obligacje) z OFE do ZUS. Dobrowolności decyzji o przeniesieniu zgromadzonych w OFE środków do ZUS lub przeniesienia środków do ZUS połączonego z dobrowolnymi wpłatami do OFE. Według rządu zmiany te przyniosą korzyści zarówno państwu, jak i przyszłym emerytom, takie jak: „nie niższa stopa zwrotu” z kapitału, mniejsza zmienność wartości zgromadzonych środków, większe bezpieczeństwo, mniejszy dług publiczny… Eksperci sympatyzujący z instytucjami finansowymi kierującymi funduszami emerytalnymi są takimi ocenami „zaskoczeni” i mówią o manipulacjach rządu.

„Będziemy dokładnie analizować cały raport. Nasze obawy już teraz budzi jednak to, co w praktyce będzie oznaczać dobrowolność oszczędzania w OFE, a przede wszystkim propozycja przenoszenia pieniędzy z OFE do ZUS na 10 lat przed emeryturą” – skomentowała rządowe propozycje Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych.

„Należy podkreślić, że rządowa prezentacja budzi szereg dość zasadniczych wątpliwości. Przede wszystkim wyłania się z niej ogólny plan zwiększenia odpowiedzialności ZUS za świadczenia emerytalne. Plan ten oznacza ignorowanie procesów demograficznych tak groźnych dla repartycyjnego systemu świadczeń” – alarmuje Komitet Obywatelski ds. Bezpieczeństwa Emerytalnego.

Protesty przeciwko rządowym planom zgłaszane przez „niezależnych” ekspertów są znacznie bardziej emocjonalne.

Stawka jest wysoka

Trudny dziwić się, że spór między „zatroskanymi o dobro emerytów” jest aż tak gorący. Dotyczy przecież wielkich pieniędzy…

Nowy system emerytalny wprowadzony został w 1999 roku. Obowiązkowe składki pracownicze kierowane są do I filara emerytalnego (ZUS) i w znacznie mniejszej części do II filara (OFE). Choć głównym źródłem naszych przyszłych emerytur ma być I filar emerytalny, dyskusja na temat zmian systemu dotyczy przede wszystkim OFE.

Zgodnie z propozycjami Ministerstwa Finansów wypłaty pieniędzy zgromadzonych w OFE miałby dokonywać ZUS. Co więcej, już na 10 lat przed emeryturą rozpoczynałby się proces stopniowego przenoszenia pieniędzy przyszłego emeryta z OFE do ZUS. Powrót do ZUS części pieniędzy zgromadzonych w OFE pozwoliłby rządowi na zmniejszenie długu publicznego. W efekcie tych zmian PTE pozbawione zostałyby nie tylko ewentualnej prowizji za wypłacanie pieniędzy, ale straciłyby też część opłat za zarządzanie zgromadzonymi środkami.

Głównymi udziałowcami zarządzających funduszami Powszechnych Towarzystw Emerytalnych są najczęściej zagraniczne banki i towarzystwa ubezpieczeniowe. Trudno więc się dziwić, że zagraniczni ekonomiści niemal jednogłośnie wychwalają polską reformę emerytalną. Także polskich ekspertów najczęściej nie zniechęcają do OFE ani wysokie płace zarządów, ani wysokie prowizje, ani nawet lekceważący interesy przyszłych emerytów sposób zarządzania powierzonymi oszczędnościami. Największą część aktywów OFE wciąż stanowią obligacje państwowe. W uproszczeniu można powiedzieć, że państwo przekazywało pieniądze przyszłych emerytów do OFE, aby tamtejsi inwestycyjni „geniusze” inkasowali wysokie prowizje, a następnie… kupowali od państwa obligacje.

Szerzona w telewizyjnych reklamach wizja dostatniej, beztroskiej emerytury upadła ostatecznie w lutym 2009 roku, gdy pojawiły się informacje o pierwszych wypłatach emerytur dla klientów otwartego funduszu emerytalnego. Wypłaty te objęły kobiety, których składki (wówczas było to jeszcze 7,3 proc. wynagrodzenia brutto) wpłacane były do OFE jedynie przez 10 lat. Wartość pierwszych świadczeń z tego tytułu wyniosła od 23,65 zł do 285,36 zł!

System emerytalny czekają jeszcze zapewne liczne zmiany… Jednak dla większości przyszłych emerytów – bez względu na ostateczny wynik wojny „o ich dobro” – pewne wydaje się jedno – mimo szumnych zapowiedzi Otwarte Fundusze Emerytalne nie zapewnią Polakom „emerytur pod palmami”.

Piotr Tomczyk, ekonomista

Trzy warianty zmian systemu emerytalnego

źródło: Radio Maryja, 2013.06.26

OFE_starsza_osoba-BIG-270x180

Trzy warianty zmian systemu emerytalnego zostaną zaproponowane Radzie Ministrów do dalszej debaty – zapowiedział wicepremier, minister finansów Jacek Rostowski przedstawiając raport na temat funkcjonowania systemu emerytalnego.

Rozważana jest m.in. likwidacja części obligacyjnej OFE. Część środków, które OFE nie mają prawa inwestować w akcje, byłaby przeniesiona z funduszu na subkonta w ZUS i podlegałaby waloryzacji.

Druga propozycja zakłada dobrowolność uczestnictwa. Decyzja o przejściu do państwowej instytucji byłaby nieodwołalna. Ostatni wariant przewiduje przekazanie całej składki tj. 19,52 % do ZUS, lub część, czyli 17,52. 2 proc. do OFE osoba musiałaby wpłacić sama.

Rząd zaproponował również, że środki z II filaru będzie wpłacał do ZUS 10 lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego.

Głównym celem tych zmian nie jest myślenie w kategoriach bezpieczeństwa emerytalnego Polaków tyko determinacja spowodowana problemami finansów publicznych – stwierdziła poseł Beata Szydło.

– To jest niestety próba ratowania własnej skóry przez Ministerstwo Finansów. Ja nie mam zaufania do ministra finansów, nie mam zaufania do Donalda Tuska, a  w związku z tym niestety obawiam się, że cała ta dyskusja o OFE i propozycja przedstawiona przez rząd odbije się niekorzystnie na emerytach; na tych, którzy gromadzą środki w systemie emerytalnym. Zobaczymy jaka będzie szczegółowa koncepcja i co zostanie wybrane. Natomiast na pewno my – Prawo i Sprawiedliwość – nie zgodzimy się na to, żeby w jakikolwiek sposób, pieniądze Polaków zostały uszczuplone; żeby skutkowało to również zmniejszeniem emerytur – powiedziała poseł Beata Szydło.

PiS od dłuższego czasu opowiada się za likwidacją OFE. Jerzy Bielewicz, prezes Stowarzyszenia Przejrzysty Rynek podkreśla, że mamy do czynienia ze swoistego rodzaju podziałem łupów między zagranicznych inwestorów a rządem.

– Rząd nie jest wiarygodny. Właśnie w związku z tym, że w jego strukturach jest silne lobby bankowe związane z radą gospodarczą przy premierze, której połowa reprezentantów to przedstawiciele holdingów bankowych w rękach zagranicy, więc ten rząd nie powinien dotykać pieniędzy zebranych przez Polaków w OFE. Natomiast propozycje rządu mają na celu to, aby nie zaszkodzić grupom bankowym – powiedział Jerzy Bielewicz.

Solidarna Polska opowiada się za gruntowną przebudową systemu emerytalnego – stwierdził poseł Jacek Bogucki z SP. Politycy tej partii chcą także, aby wszystkie dochody z prywatyzacji trafiały do funduszu rezerwy demograficznej.

– Solidarna Polska jest oczywiście za poprawą obecnego systemu, ale poprawą taką, która obniży koszty gromadzenia pieniędzy na przyszłe emerytury, poprawi efektywność rozwiązań związanych z gromadzeniem tych pieniędzy i jednocześnie zapewni pełne bezpieczeństwo tych pieniędzy. Jeśli mówimy o dobrowolności, musi to być dobrowolność pełna, a więc przechodzenie w obie strony na określonych warunkach, tak jak teraz dzieje się między poszczególnymi funduszami OFE. Przechodzenie pomiędzy ZUS a OFE w każdej chwili, za odpowiednim czasem wypowiedzenia – powiedział poseł Jacek Bogucki.

Rząd zajmie się propozycjami na posiedzeniu Rady Ministrów w przyszłym tygodniu.

RIRM

Klub eurostraceńców

źródło: Nasz Dziennik – 2013.06.20

mech_cezary_05Podczas debaty w Atlantic Council w Waszyngtonie minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski powiedział znamienne zdanie, sugerujące, że dzisiejsze elity władzy nie przywiązują wagi ani do tego, czy dane działanie gospodarcze jest korzystne dla Narodu, ani do respektowania jego wyborów.

Żałując, że wspólna waluta okazała się za wcześnie kryzysogenna, szef MSZ otwarcie przyznał: „Gdyby nie kryzys, Polska już byłaby w strefie euro. Teraz musimy poczekać jeszcze kilka lat i zyskać argumenty, by przekonać społeczeństwo” (sic!). Okazuje się, że dla władzy społeczeństwo nie jest suwerenem, lecz „nieuformowaną ciemną masą”. Unia Europejska pada, zanika w rozwoju, jedną z głównych przyczyn kryzysu jest wprowadzenie euro na terytorium, które nie stanowi optymalnego obszaru walutowego, a politycy w Polsce raz za razem deklarują wolę przystąpienia do klubu „eurostraceńców”.

Euro pożera Słowenię

Eurostat podał, że w pierwszym kwartale PKB eurostrefy był o 1,1 proc. niższy niż w analogicznym okresie 2012 roku, podczas gdy gospodarka całej UE w tym samym czasie skurczyła się o 0,7 procent. Przy czym najgłębszy spadek PKB odnotowały kraje najsilniej dotknięte eurokryzysem: Grecja (o 5,3 proc.), Portugalia, Włochy i Hiszpania, ale również Cypr oraz Słowenia, która jest wymieniana jako kolejna ofiara wspólnej waluty.

Niedopasowanie „euromarki” do gospodarek tych krajów potwierdzają wskaźniki bezrobocia – o ile w Niemczech wynosi ono 5,4 proc., a w Austrii 4,9 proc., o tyle w Hiszpanii 26,8 proc., a w Grecji 27 proc. (wśród młodzieży w wieku 15-24 w marcu pracy nie miało 58,3 proc.). Z danych Eurostatu wynika, że w kwietniu stopa bezrobocia w eurostrefie osiągnęła rekordowy poziom 12,2 procent.

O tym, jak wykorzystuje się politycznie i gospodarczo kraje eurostrefy, które z powodu posiadania wspólnej waluty popadają w tarapaty, świadczy przykład Słowenii. Otóż mimo możliwości ciągłego rolowania swojego długu państwo to zostało uznane za kolejny kraj, któremu UE ma „pomóc”. Peter Spiegel twierdzi na łamach „Financial Timesa”, że Słowenia uniknęła ogłoszenia sankcji pod koniec zeszłego miesiąca dosłownie w ostatnim momencie, kiedy to minister finansów tego kraju w piśmie skierowanym oficjalnie do komisarza ekonomicznego Olli Rehna zobowiązał się do zatrudnienia niezależnego audytora (kwestionując kompetencje krajowego banku centralnego), utworzenia tzw. złego banku, do którego mają zostać wytransferowane złe długi w zamian za obligacje i obietnicę zmniejszenia aktywności lokalnych banków.

I co może najistotniejsze, zapowiedział generalną prywatyzację i wyzbycie się udziałów przez państwo w kluczowych przedsiębiorstwach (do tej pory Słowenia kontrolowała również swój sektor bankowy, gdyż jej trzy największe banki były państwowe). Wymuszenie powołania zewnętrznego audytora jest niebezpiecznym precedensem, gdyż do tej pory następowało w krajach, które już zostały zmuszone do skorzystania z zewnętrznej pomocy, a więc w Irlandii, Hiszpanii i ostatnio na Cyprze – nawet Grecji się to „upiekło”. To groźny ewenement, bo oznacza, że do każdego kraju UE może wysłać audytora i później forsować jego rekomendacje, nie wydając ani jednego euro ze swoich środków.

Utworzenie Bank Asset Management Company (BAMC) na wzór irlandzkiego National Asset Management Agency (NAMA) i hiszpańskiego Fondo de Reestructuración Ordernada Bancaria (FROB) oznacza, że koszty strat na złych kredytach do poziomu maksymalnie 4 mld euro przejmą podatnicy, podczas gdy czyste aktywa inwestorzy prywatni po sprywatyzowaniu instytucji bankowych. Zgodnie z zobowiązaniem podjętym w piśmie z 23 maja Słowenia zgodziła się całkowicie pozbyć udziałów w 15 wyszczególnionych instytucjach oraz zaakceptowała fakt, że powyższe działanie zostanie zatwierdzone (sic!) przez tamtejszy parlament do końca czerwca.

Niemieckie profity

Mimo że to Niemcy oszczędzają setki miliardów na kosztach obsługi długu z powodu eurokryzysu, to jednak w społeczeństwie niemieckim występuje specyficzny brak zrozumienia korzyści ekonomicznych, jakie osiągają z powodu istnienia eurostrefy. Sprowokowało to redaktorów „Bloomberga” do wystosowania apelu do niemieckiego establishmentu o konieczności obiektywnego poinformowania o tym fakcie społeczeństwa. W artykule „German Decision on Euro Fund Is Good, But Not Enough” przypominają, że konieczna jest edukacja, w jaki sposób euro pomogło we wzroście niemieckiego eksportu i powstaniu wielu miejsc pracy, które jednak znikną w przypadku rozpadu eurostrefy. Ponadto konkludują, że społeczeństwo niemieckie nie tylko nie zdaje sobie sprawy z faktu bycia beneficjentem wspólnej waluty, ale i stopnia, w jakim jego sukces eksportowy przyczynił się do problemów krajów peryferyjnych.

Niemcy nie uświadamiają też sobie skali zysków, jakie z tzw. pakietów pomocowych osiągnęły niemieckie banki, które do 2009 r. pożyczyły 704 mld dol. Grecji, Irlandii, Włochom, Portugalii i Hiszpanii. Należy pamiętać, że kłopoty tych krajów w znacznym stopniu są związane z odpływem kapitałów z ich gospodarek. I tak jak precyzyjnie podaje BIS, między pierwszym kwartałem 2008 r. a pierwszym kwartałem 2012 r. niemieckie banki w sumie były w stanie wycofać aż 301,8 mld euro, a więc zredukować swoją ekspozycję w powyższych pięciu krajach aż o 49,7 procent. Najbardziej – aż o 84 proc. (25,3 mld euro), z Grecji, a najwięcej, bo o 103,8 mld euro (49,3 proc.), z Hiszpanii. Z Irlandii wycofały 81,7 mld euro (53,3 proc.), Włoch 78 mld euro (43,4 proc.), a z Portugalii 13 mld euro.

W efekcie kryzysu, do którego euro znacząco się przyczyniło, Niemcy są jednym z nielicznych krajów Unii, w którym przedsiębiorcy mogą skoncentrować się na biznesie i własnym rozwoju, podczas gdy w innych krajach są zajęci rolowaniem długów i cięciem wydatków, skutkujących redukowaniem aktywności. I nic dziwnego, gdyż – jak podawał Europejski Bank Centralny – o ile w Niemczech i Francji przeciętne oprocentowanie kredytów dla przedsiębiorstw pozafinansowych o wielkości powyżej 1 mln euro i zapadalności od 1 do 5 lat wynosi ok. 4 proc., o tyle we Włoszech i Hiszpanii powyżej 6 procent. Hiszpańskie oprocentowanie w wysokości 6,5 proc. jest najwyższą wartością od końca 2008 r., a niemieckie 4,04 proc. najniższym wymiarem od czasu, kiedy EBC bada poziom kosztów kredytu, czyli od 2003 roku. Nastąpiła znacząca segmentacja kredytowa, która według Davida Rileya z Fitch Rating w ogóle „podważa zasadność istnienia euro”.

Do podobnych konkluzji prowadzą również analizy Goldman Sachsa, którego indeks „różnic w oprocentowaniu” ukazał maksymalny poziom 3,7 punktów procentowych w styczniu 2013 r., co skłoniło Ralpha Atkinsa do zakwestionowania efektywności działania EBC.

Kłopoty z kredytem

Występowanie różnicy w kosztach kredytowania powoduje z jednej strony problem z rolowaniem zadłużenia, a z drugiej z powstaniem niekorzystnej sytuacji konkurencyjnej przedsiębiorstw krajów peryferyjnych. W przeciwieństwie do przedsiębiorstw amerykańskich, które – według danych Fed – stale powiększają swój portfel kredytowy w bankach, ich europejscy konkurenci nie tylko są bardziej od tego kredytu uzależnieni, ale muszą z tej formy finansowania rezygnować. Według danych Dealogic, bankowe kredytowanie w ciągu ostatniego pięciolecia spadło aż o 68 proc. (w Grecji o 84 proc.). Powyższy proces zmusza przedsiębiorstwa do płacenia wyższego oprocentowania oraz do poszukiwania środków poza Europą i korzystania z inżynierii finansowej w celu ucieczki przed przejmowaniem ryzyka kraju peryferyjnego, którego premia jest podstawą modeli wyceniających ceny aktywów. I tak portugalskiej grupie energetycznej Energias de Portugal SA udało się pozyskać kredyt w wysokości miliarda euro od China Development Bank Corp., ale ceną była sprzedaż 21 proc. akcji przedsiębiorstwa chińskiemu China Three Gorges Corp. Problemy z kredytami bankowymi miał również Portugal Telecom, który po renegocjacji 1,2 mld euro pakietu został zobowiązany do obniżenia bankowego kredytowania do poziomu 800 mln euro. Pomocny okazał się fakt posiadania aktywów w Brazylii, co pozwoliło na uzyskanie 100 mln euro linii kredytowej w Banco do Brasil. Ucieczkę przed ryzykiem hiszpańskim zastosował również Cementos Portland Valderrivas, który w sytuacji spadku konsumpcji cementu w Hiszpanii o 2/3 musiał obniżyć poziom bankowych kredytów z 1,53 mld euro do 1,1 mld, uzyskał środki poprzez uplasowanie obligacji w Blackstone ($430 mln) pod zastaw dochodów z operacji amerykańskich.

Okazuje się, że sama lokalizacja centrali jest dyskryminująca, gdyż nawet w przypadku greckiej firmy hazardowej Intralot, posiadającej 95 proc. dochodów poza krajem macierzystym, powoduje wzrost kosztów obsługi długu. Powyższa sytuacja sprawia, że nawet tak bezpieczne korporacje jak Iberdrola, Enel czy Telefonica muszą płacić znaczące premie za pożyczone środki w porównaniu z ich niemieckimi rywalami. I tak hiszpańskie przedsiębiorstwa o ratingu inwestycyjnym muszą się liczyć z tym, że ich obligacje będą miały rentowność wyższą o 420 punktów bazowych (pb), podczas gdy przedsiębiorstwa włoskie muszą płacić premię o 360 pb wyższą. W efekcie dochodzi do takich kuriozalnych sytuacji, jak w przypadku hiszpańskiej Telefoniki, której zaledwie 30 proc. przychodów pochodzi z Hiszpanii (i Włoch razem), a tymczasem musi ona płacić za obsługę 700 mln funtów siedmioletnich obligacji wypuszczonych wcześniej w tym roku aż 7 procent. Podczas gdy Vodafone z Wielkiej Brytanii, którego dochody z Hiszpanii i Włoch stanowią 23 proc., płaci za dług pięcioletni zaledwie 1,3 procent.

Obecna sytuacja musi okazać się nie do utrzymania na dłuższy okres i – jak zauważa Alberto Gallo z RBS – „z czasem, jeśli włoskie lub hiszpańskie firmy płacą 4 punkty procentowe więcej niż ich niemieccy rywale, okaże się to również zabójcze dla ich peryferyjnych gospodarek”. Pozostaje pytanie, czy usłyszymy te przestrogi na czas, czy też gdy będzie już za późno.

Finis Europae

Mimo powyższych eurostrat, jakie ponoszą kraje eurolandu, i mimo sprzeciwu społeczeństw nadal forsuje się wprowadzanie euro. Komisja Europejska ogłosiła, że Łotwa od początku przyszłego roku będzie 18. członkiem eurostrefy. Stanie się tak, mimo iż poparcie dla przyjęcia euro wśród Łotyszy jest znikome, co potwierdziły niedawne wybory samorządowe w tym kraju. Z przeprowadzonych badań ankietowych wynika, że za szybkim wejściem do euro opowiedziało się zaledwie 8 proc. mieszkańców, 42 proc. wolałoby poczekać z przyjęciem wspólnej waluty, a aż 41 proc. zdecydowanie się temu sprzeciwiało. Z innych badań wynika zaś, że euro nie chce aż 60 proc. Łotyszy. Mimo że obywatele domagają się od rządu referendum w tej sprawie, to jednak władze twierdzą, że nie jest ono potrzebne. Ignorują opinię wyborców, nawet ryzykując utratę władzy po kolejnych wyborach parlamentarnych, które powinny się odbyć w 2015 roku.

Z powodu braku poszanowania wiedzy i respektowania praw społeczeństw w UE, jaskrawo uwidocznionych w cytowanej na początku wypowiedzi szefa polskiego MSZ, obecnie jesteśmy świadkami upadku znaczenia naszego kontynentu na niwie duchowej i gospodarczej oraz jeszcze szybszego procesu rozbioru Polski. Jak trafnie zauważył Jamil Anderlini na łamach „Financial Timesa”, niedawne spotkanie w Kalifornii przywódcy Chin Xi Jinpinga z prezydentem Barackiem Obamą oznacza powstanie G2, w której miejsca dla Europy już nie ma.

Najbliższe lata do 2017 r. obnażą upadek UE zdominowanej przez Niemcy. Unia w sumie zaliczy zaledwie 5,7 proc. całości przyrostu światowego PKB, podczas gdy USA – 13,9 proc., Chiny – 33,6 proc., a Indie – 9,4 procent. O „zielonej” Polsce nie ma co wspominać, chociaż tempo jej degradacji jest niewątpliwie odwrotnością przyspieszenia Chin. Podczas szczytu Chiny – USA prezydenci rozmawiali zarówno o konsekwencjach, jakie dla ich narodów miała „herbatka bostońska” w 1773 r., jak i „palenie opium” w Kantonie w 1839 roku. My, Polacy, jeśli chcemy nawiązać do chlubnych symboli tych dwóch narodów, powinniśmy jak najwcześniej wyrzucić euro i limity CO2 do Bałtyku.

Dr Cezary Mech

Autor jest absolwentem IESE, byłym zastępcą szefa Kancelarii Sejmu RP, prezesem UNFE i podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów, autorem programu gospodarczego PiS z 2005 roku.