kmdr Wiktor Węgrzyn: Bóg dał mi kolejną szansę

źródło: RadioMaryja, 2014.11.03

Kmdr Wiktor Wegrzyn, Motocyklowy Rajd Katyński

Kmdr Wiktor Wegrzyn, Motocyklowy Rajd Katyński

Z Wiktorem Węgrzynem, komandorem Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego, rozmawia Marta Milczarska.

Jadąc motocyklem na zakończenie sezonu motocyklowego do sanktuarium Matki Bożej Gietrzwałdzkiej, uległ Pan poważnemu wypadkowi. Jak dzisiaj, po tak długiej hospitalizacji, Pan się czuje?

– Czuję się dobrze, choć wciąż bardzo mocno odczuwam skutki wypadku. Właśnie dziś wróciłem do domu. Bardzo się cieszę, że pomimo ogromnego bólu, spowodowanego złamaniem ośmiu żeber, uszkodzeniem kręgosłupa, poobijanymi płucami i nerką, a także złamanym nosem, mogę już samodzielnie wykonywać wszystkie czynności. Niestety, cały czas muszę zażywać leki przeciwbólowe. Bez tych środków nie mógłbym nawet podnieść się z łóżka.

O Pański powrót do zdrowia modliło się bardzo wiele osób nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Czuł Pan Komandor to wsparcie?

– Bardzo mocno czułem, że wciąż ktoś o mnie myśli, że jestem pod Bożą opieką. Lekarze byli zdumieni, że po tak poważnym wypadku tak szybko dochodzę do siebie i odzyskuję siły. Wierzę, że dzieje się tak właśnie za sprawą tego modlitewnego szturmu Nieba. Kiedy byłem w szpitalu, dostałem tak wiele sygnałów o Mszach Świętych za moje zdrowie w całej Polsce, ale też modlono się za mnie m.in. w Nowym Jorku, Chicago, Doylestown czy Kijowie. Wiem, że modliła się za mnie Rodzina Radia Maryja, której z całego serca pragnę podziękować. Chciałbym także podziękować całemu personelowi medycznemu ze szpitala im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Płońsku. Otrzymałem tam wspaniałą opiekę oraz ogromną cierpliwość ze strony całego personelu, który był niemal bombardowany telefonami z pytaniami o moje zdrowie.

Podczas drugiej tomografii komputerowej okazało się, że w wyniku wypadku doszło do znacznego przesunięcia kręgu szyjnego, co mogło doprowadzić do przerwania rdzenia kręgowego i śmierci…

– Gdyby krąg przesunął się jeszcze o dwa milimetry, byłoby to śmiertelne. Dla mnie to bez wątpienia jest cud. Po raz kolejny Pan Bóg daje mi szansę, by żyć, by działać dla Polski. Po pierwszym wypadku za uratowanie życia ofiarowałem Matce Bożej Jasnogórskiej wotum i teraz z pewnością też tak uczynię, ponieważ wiem, że życie zawdzięczam Jej interwencji. To, że przeżyłem i tak szybko wróciłem do zdrowia, to prawdziwy cud, o który tak wiele osób się modliło.

Po pierwszym wypadku w 2003 r. powstał pomysł Jasnogórskich Zlotów Motocyklowych. Jakie myśli, pomysły rodzą się, kiedy Bóg po raz kolejny daje taką szansę?

– Kiedy w pierwszym wypadku cudem uniknąłem śmierci, chciałem odbyć dziękczynną pielgrzymkę na Jasną Górę. Jednakże ks. Zdzisław Peszkowski podsunął mi myśl, żebym pojechał do Królowej Polski motocyklem, zaprosił kolegów, i tak powstał Jasnogórski Zlot Motocyklowy. Co roku u stóp Jasnogórskiej Pani otwieramy kolejny sezon motocyklowy. Teraz, jak już wspomniałem, za uratowanie życia chcę w szczególny sposób podziękować Matce Bożej Gietrzwałdzkiej, do której nie udało mi się dojechać na zakończenie sezonu motocyklowego. Za dar życia ofiaruję Matce Bożej wotum. Choć niewiele miałem czasu na to, by zastanowić się nad nowymi inicjatywami, to już mam pewien pomysł.

Mocno w wypadku ucierpiał motocykl?

– Trudno mi w tej chwili powiedzieć, ponieważ widziałem tylko zdjęcia. Z tego, co mi przekazano, to cały przód jest zupełnie zniszczony, ale silnik działa. Ważne jest jednak coś innego. Chciałbym przekazać ten motocykl, na którym przejechałem tysiące kilometrów, na aukcję, by dochód z niej przekazać na pomoc Polakom mieszkającym na Kresach Wschodnich. Ten motocykl od początku służył temu, by przypominać o polskich bohaterach poległych na Kresach, ale także służył, by nieść pomoc naszym rodakom, więc niech do końca temu służy. Chciałbym także na tę aukcję wystawić kamizelkę i rękawice motocyklowe oraz inne przedmioty ofiarowane motocyklistom podczas Rajdu, by wesprzeć naszych rodaków na Kresach. Jak tylko wszystko zorganizujemy, to gorąco zachęcam do wzięcia w niej udziału, by wesprzeć Polaków na Kresach Rzeczypospolitej.

Czy to oznacza, że nie wróci już Pan na motocykl?

– Nie chciałbym zrezygnować z wypraw motorem, ale wszystko zależy od mojego zdrowia i rekonwalescencji. Być może w przyszłym roku na Rajd Katyński ze względów zdrowotnych będę musiał jechać samochodem, ale podkreślam jeszcze raz, że to wszystko zależy od wielu czynników. Zobaczymy, co Bóg da. Mam nadzieję, że będę mógł jak w innych latach wspólnie z innymi motocyklistami uczcić pamięć o polskich bohaterach poległych na Kresach.

Dziękuję za rozmowę.