Zmarł Gerard Cieślik

źródło: NaszDziennik, 2013.11.04

Gerard Cieślik, jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii, legenda Ruchu Chorzów, nie żyje. Zmarł wczoraj w wieku 86 lat, pozostawiając piękną i bogatę kronikę dokonań.

Urodził się 29 kwietnia 1927 roku niecałe dwieście metrów od historycznego stadionu Ruchu „na Kalinie”. Nic zatem dziwnego, że trafił tam jako dzieciak zakochany w sporcie, zakochany w piłce nożnej. Trafił i został – na zawsze. Jeszcze przed wybuchem wojny został trampkarzem „Niebieskich”, a jak po latach wspominał, stało się tak, bo spełnił zadanie postawione przez kierownika drużyny: wykorzystał rzut karny. Barw Ruchu bronił przez całą karierę, mimo wielu propozycji z klubów krajowych i zagranicznych. Na jego pozyskanie naciskała szczególnie Legia, która z racji swych koneksji z wojskiem mogła ściągać do Warszawy niemal każdego, kogo chciała. Niemal, gdyż z Cieślikiem się jej nie udało, a sprawa jego niedoszłego transferu otarła się o najwyższe władze państwowe. Przyszła legenda chorzowskiego klubu grała w nim przez 14 lat, począwszy od A klasy, skończywszy na pierwszej lidze. Łącznie w 249 meczach, w których strzelił 178 bramek. W samej najwyższej klasie rozgrywkowej Cieślik trafił aż 167 razy, co daje mu trzecie miejsce na liście wszech czasów. Wiele z tych goli doprowadziło Ruch na szczyt, trzech tytułów mistrza kraju i jednego pucharu.

Kochali go jednak kibice nie tylko w Chorzowie. W reprezentacji Polski wystąpił 45 razy, zdobywając 27 bramek. Dwie najważniejsze, które pozwoliły mu na stałe zagościć na kartach historii, strzelił Lwu Jaszynowi na Stadionie Śląskim w 1957 roku. Polska wygrała wówczas z ZSRS 2:1, a wiwatujący tłum zniósł Cieślika z boiska na rękach. Po latach trafił do Klubu Wybitnego Reprezentanta zrzeszającego piłkarzy, którzy w narodowych barwach rozegrali co najmniej 60 spotkań. Cieślik tego warunku nie spełnił, ale jako jedyny miejsce w nim zdobył. Nikt nie miał wątpliwości, że zasłużenie. Karierę zakończył w 1959 roku spotkaniem z Wisłą Kraków. Z Cichej nie odszedł. Został trenerem, szkolił młodzież, potem trafił do władz.

Od września ciężko chorował. Zmarł w niedzielę w jednym z chorzowskich szpitali.